piątek, 30 marca 2018

Alfa Romeo Sprint/Roadster Zagato oraz Lancia Hyena HF

Zagato- biuro stylizacyjne które poczyniło kilka ciekawych projektów. W Alfa Romeo współpraca obu firm zaczęła się jeszcze w latach 20tych XX wieku, mniejsza o ówczesne samochody, w czasach powojennych podopieczni Ugo Zagato kreślili takie auta jak AR 1900SSZ z charakterystycznymi wlotami powietrza na masce, modele Giulia TZ1&2, Junior Zagato z pleksą na przednim pasie, czy też wydające się posiadać przednie światła jak w Wartburgu- Alfa 2600SZ. W każdym projekcie można dostrzec pewne dziwactwo- o ile Tubolare Zagato właściwie wpisywały się w ówczesną modę, tak Zeta 6 miała totalnie … wydaje się prześmiewczą linie boczną. No dobra, podobny kształt  miało Porsche 928, przy czym te miały nieco inaczej pociągniętą linię dachu, tutaj przy Alfie zaś mamy jakieś takie wystające coś z tyłu zwane potocznie bagażnikiem.
W przypadku Lancii nie było inaczej. Oszałamiająca Flamina Sport, czy też SuperSport nie miały sobie nic do zarzucenia wpisując się jako definicja designu Lancii w ogóle, ale taka Ardea Sport Panoramica to taki większy Peel P50, Fulvia Sport również jakby dzieliła światła z Wartburgiem, a Lancia Hyena? Cóż…

Tak jak Zagato zapatrzył się na leżący kredens tudzież komodę rysując SZ Zagato... dodając łezkowatą linię dachu, co by już nie iść twardo w kwadraty i prostokąty, tak w przypadku Hyeny postanowił unikać kantów. Aż dziwne , że reflektory są kwadratowe.  Z przodu jednakowoż wygląda to wszystko dobrze, dramat jest z tyłu, bo tutaj to przypomina  chłopa w czapce z daszkiem z przymrużonymi oczami.
To jest właśnie całe Zagato- auta niespotykane, często piękne i dziwaczne zarazem. Spyker dla swoich wyglądających jak z innej galaktyki wozów nie mógł wybrać lepszego stylisty.
 Alfa Romeo SZ/RZ występowała w dwóch wersjach nadwozia- otwartym(Roadster Zagato) i zamkniętym(Sprint Zagato). Oba kryły tę samą konstrukcję, na przedzie znajdował się najmocniejszy 12 zaworowy silnik jaki wyszedł w seryjnych Alfach o mocy 210 koni mechanicznych. Tak- to ten 12 zaworowiec, którego dźwięk niektórym śni się po nocach … i klekotanie jego popychaczy na wolnych obrotach również. Tutaj włożono ostrzejsze wałki, poprawiono respirację silnika poszerzając kanały dolotowe i wydechowe, stąd też większa moc tego agregatu niż w np. 164 12v QV.   Skrzynia biegów miała 5 przełożeń i znajdowała się z tyłu- tak to transaxle, oparty na konstrukcji Alfy 75, ale zawieszenie już dostosowano z IMSy przy czym dodatkowo można było regulować prześwit. Nadwozie zostało zaprojektowane w tunelu aerodynamicznym i mimo pionowego pasa przedniego oprór powietrza Cx wynosił 0,30. Całość została uformowana z kompozytów(żywice termoplastyczne i włókno szklane), a dach został zmontowany z aluminium. Tylny spojler wykonany zaś z włókna węglowego.
Hyena właściwie powstała po wygaszeniu produkcji SZ/RZ. To jest taka Lancia Delta Integrale w takim o to opakowaniu… Wygląd wyglądem, ale dzięki temu że wszędzie dominowały włókna, pod maską znajdował się dwu litrowy turbodoładowany 250 konny czterocylindrowy silnik DOHC, który za pośrednictwem pięcio biegowej skrzyni przekazywał napęd na obie osie, całość ważyła 1148 kg,  gdzie Sprint Zagato ważyło już 1260 kg.

 Dodać należy, że Alfy były budowane w limitowanej serii  około 1000 sztuk, jeśli chodzi o Sprinta, bo Roadsterów zjechało ledwie niecałe 280. Hyena właściwie … nie powstawała, bo w okresie 92-96 wyprodukowano jedynie 24 egzemplarze. Nie były składane przez FIATa nawet- całość to pomysł Holenderskiego dealera (coś jak z Alfettą GTV8), który  wysyłał podwozia Integrale do zakładów Zagato. Całość tego projektu zawdzięczamy Paulowi Koot’owi i Marco Pedracini’emu. FIAT nie chciał uruchomić produkcji masowej, z wiadomych względów, bo jeśli nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo o co chodzi….

Alfa Romeo SZ/RZ to auto dość dyskusyjne, z jednej strony doceniane za swoją unikalność oraz … bądź co bądź urodę. Inni Alfiści właśnie za tę urodę tego auta w ogóle nie akceptują kojarząc bryłę z leżącą szafą. Układ przednich świateł został po 15u latach wykorzystany w Alfie 159, jednakowoż trzeba przyznać, czy się te auto lubi czy nie- jest to zakończenie pewnego okresu w historii Alfa Romeo. Ot później zaczęła się era przedniego napędu oraz wszechobecnej unifikacji z FIATem. Symbolika tego modelu jest jasna i klarowna, bo co ma symbolizować 8C Competizione, oprócz chęci powrotu na rynek USA do dziś się zastanawiam. Jedyne co 8C dało dzisiejszym modelom to przód, który akurat w kompaktach ni przypiął ni przyłatał. SZ/RZ powstała za to na gratach które służyły do kreowania tejże marki do roku 1987. Co kto woli, niech odpowie sobie sam.
Hyena właściwie jest…epizodem? 24 egzemplarze na zamówienie dealera to nawet nie epizod w historii- to indywidualny entuzjazm pewnego gorącego fana tej martwej już dzisiaj marki. Trzeba jednak wspominać o takich ekscesach ludzi, którzy nie patrzą na motoryzację przez pryzmat pojemności bagażnika, jak najniższego spalania lub ilości miejsc siedzących.  Mamy tu człowieka, który postawił się koncernowi i z uporem oferował swoją wizję sportowej Lancii…. Jak bardzo kogoś takiego brakuje dzisiaj….

DANE TECHNICZNE:

Alfa Romeo SZ/RZ
Typ: 162
Układ napędowy

Transosiowy

Silnik:
2959ccm SOHC V6  12v
Moc: 210KM przy 6 200obr/min
Moment: 245Nm przy 4 50obr/min
Zawieszenie:
przód: podwójne wahacze, amortyzatory teleskopowe, sprężyny, stabilizator
tył: oś de Dion, amortyzatory teleskopowe, sprężyny, drążek Watta.

Rozstaw osi: 2 510 mm

Hamulce:
przód: tarcze wentylowane, 284mm
tył: tarcze wentylowane, 250mm
Hamulec ręczny mechaniczny, sterowany linką na koła tylne, układ hamulcowy hydrauliczny dwuobwodowy ze wspomaganiem
Skrzynia biegów
5 biegowa ręczna
sprzęgło jednotarczowe(215mm) od roku 1990 dwutarczowe.

Koła:
przód: 205/55 ZR16
tył: 225/50 ZR16

Masa pojazdu: 1 260 kg SZ/ 1380 kg RZ
0-100 km/h: 6,8  SZ / 7,5 RZ

Lancia Hyena HF:
Typ: 831
Układ napędowy
4×4
Silnik:
1995ccm DOHC R4 16v
Moc: 250KM przy 5 750obr/min
Moment: 300Nm przy 3 500obr/min
Turbodoładowanie: Garett T3
Zawieszenie:
Przód/tył: kolumna macpherson



 Rozstaw osi: 2474

Hamulce:
przód: tarcze wentylowane, 281mm
tył: tarcze wentylowane, 251mm
Hamulec ręczny mechaniczny, sterowany linką na koła tylne, układ hamulcowy hydrauliczny dwuobwodowy ze wspomaganiem

Skrzynia biegów
5 biegowa ręczna

Masa pojazdu: 1 149 kg
0-100km/h: 5,4 s

środa, 28 marca 2018

Citroen CX

Historia motoryzacji zna wiele inżynieryjnych … odpałów zakrawających o przypuszczenia, że powstały po sutej dawce alkoholu, gdzie jeden z drugim założył się o to, że przepchnie jakiś zdziwaczały pomysł przez księgowych. Zazwyczaj w każdej firmie tak jest, księgowi często ucinają wszelkie wariacje urodzone w głowach inżynierów, chyba, że oni sami są po końskiej dawce wina. Dlatego uważam, że auta sródziemnomorskie to takie, które nie miały by prawa powstać w żadnym innym zakątku świata. Weźmy różnego rodzaju włoskie prototypy, weźmy Hiszpańskie Pegaso, jeszcze z czasów gdy specjalizowali się też między innymi w napędzanych benzynowymi V8kami z desmodromicznym układem rozrządu wehikułami o kształcie latających wahadłowców, weźmy francuzów, gdzie mieliśmy takie marki jak De Dion Bouton, Panhard(oś De Dion, drążek Panharda), które mimo, że już nie istnieją pozostawiły po sobie wynalazki używane po dziś dzień w samochodach. Weźmy nawet to, że jeszcze w czasach rozbiorów Polski we Francji powstał wehikuł napędzany silnikiem parowym. Tak- to francuzi mieli pierwszy pojazd z własnym źródłem napędu- miał to być ciągnik artyleryjski, ale dla Napoleona był on zbyt skomplikowany na ówczesne frontowe warunki
We Francji powstało wiele ciekawych aut, skoro Wielka Brytania w latach rozwoju motoryzacji wałczyła z Włochami o palmę pierwszeństwa na torach wyścigowych przypominających drogi publiczne, które wtedy nie spełniały żadnych rygorów bezpieczeństwa, to przecież Francuzi gorsi być nie mogli. Nie mówię o samej wielkiej trójce Renault-Peugeot-Citroen, motoryzacja Francuska to też Bugatti(oczywiście do pewnego okresu, ale historię tej marki tworzyli właśnie Francuzi), Darracq(można rzec, ojciec Alfa Romeo), De Dion-Bouton, Delage, Delahaye, Facel Vega, Gordini, Panhard, Simca, czy też Talbot. Oczywiście przetrwały te, które potrafiły budując ciekawe samochody wciskać masówkę ludziom, którzy jazdę samochodem traktują jako przykry obowiązek, albo obowiązek z przymusu w ogóle.

Citroen jednak jakoś potrafił serią DS19-21 pokazać, że można zbudować pojazd w technologii, która do dziś potrafi przerażać przyzwyczajonych do amerykańsko-niemieckiej toporności ludzi, lub budzić uznanie wśród koneserów bez zniknięcia w czeluściach dziejów motoryzacji. DS19-21 jednakowoż powstało w latach pięćdziesiątych, więc trzeba było myśleć o następcy w latach siedemdziesiątych. Zaprawdę ciężkie zadanie mieli konstruktorzy. Déesse zastąpić czymś… co choć trochę mogło by do niej nawiązać, bo o zbudowaniu czegoś bardziej olśniewającego nie mogło być mowy. Seria DS była tak zacna, że próba zbudowania czegoś „większego” i wspanialszego mogło by być potraktowane jak próba zbudowania czegoś szkaradnie wyższego przy Wieży Eiffla w centrum Paryża. Skłamałbym jednak twierdząc, że CX jest gorszy od DS- gdzie tam. CX jest kierunkiem rozwojowym dla Déesse. 

 Lecz stylistycznie DS moim zdaniem jest … ładniejszy. Bardziej obłe kształty, obłe lampy, obłe wszystko, gdzie te obłości do siebie pasują. CX to bardziej znak lat siedemdziesiątych gdzie dążono do upodobnienia wszystkiego co na kółkach do kredensu tudzież komody. Aczkolwiek CX ani komody, ani kredensu nie przypomina. Wzięli widocznie jakiś miniaturowy model, dwu bryłowy z plasteliny, złapali za zderzaki i rozciągnęli do granic możliwości. Może nawet nie za zderzaki- kciuk położyli na masce dlatego ona taka długa, a z tyłu palec drugiej ręki musiał się znaleźć na szybie- dlatego ona taka wklęsła. Co by to nie było, trzeba  naprawdę wyobraźni i fantazji, aby takie auto wyszło ze stadium projektu i stanęło tuż przed ludźmi w 1974 roku, aby pokazać, że Citroen dalej będzie szedł utartym przez DS21 szlakiem filozofii konstrukcji samochodów.

 Stańmy przed nim. Jest to tylko blog, więc możemy to zrobić oczami wyobraźni. Widzimy ten charakterystyczny kształt przednich lamp, zwracamy uwagę na zderzak- chromowany, ale też jego powierzchnia oklejona jest tworzywem sztucznym- znak czasów- poniżej widzimy jakby dwie podłużnice które trzymają tenże zderzak. Tak- tutaj samonośne nadwozie wzmocnione jest ramą. Między uchwytami zderzaka znajdują się wloty powietrza, które ułatwiają wentylację komory silnika, gdyż sam grill jest jednak za mały. Długa maska, długie drzwi i mnóstwo przeszklonych powierzchni. Koło tylne delikatnie przysłonięte aby harmonii nie burzyły ordynarnie wycięte otwory nadkoli. Jest to też nawiązanie do poprzednika, gdzie trzeba było zdjąć tylny błotnik aby w ogóle myśleć o zmianie koła. Stajemy za samochodem- tutaj mamy trapezowe światła, listwę, która utwierdza nas, że to Citroen CX i wklęsłą tylną szybę. Jest to sztuka dla szklarzy, aby taką szybę w ogóle stworzyć. Kto uważa, że dziś czegoś takiego nie ma, niech spojrzy na ostatniego C5 albo i C6. Cała linia opracowana była tak aby dać pasażerom wiele miejsca w środku, ale i żeby nie wytwarzała nadmiernego oporu powietrza. Sam CX to przecież współczynnik oporu powietrza, który w tym pojeździe wynosił 0,30.
 Siądźmy do środka. Wielkie szerokie wygodne fotele, zresztą mówimy o samochodzie Francuskim- tutaj musi być przede wszystkim komfort, jeśli mówimy o limuzynach, bo o komforcie w Renault 5 MaxiTurbo, Citroenie AX GTI czy Peugeocie 205 T16 raczej mówić nie można.

Moim zdaniem jednakowoż na uwagę zasługuje inna rzecz- gdzie tu są dźwignie od wycieraczek i kierunkowskazów? HA! Właśnie tu zaczyna się następny etap eksploracji Citroena. Tutaj kierunkowskazów nie uruchamia się dźwigniami tylko klawiszami na desce rozdzielczej. Dokładnie po jej lewej stronie jest klawisz, który pozwala nam ostrzec jadących za nami lub przed nami o zamiarze wykonania określonego manewru. Nieco niżej znajduje się włącznik klaksonu. Po prawej zaś stronie mamy włącznik świateł mijania oraz długich. Mówimy ciągle o pierwszej serii. Przed nami na desce rozdzielczej nie ma klasycznych cyferblatów, są bębnowe wskaźniki prędkości  i obrotów silnika w kolorze żółtym. Wnętrze zresztą bardzo obszerne i wygodne zaprasza wręcz do długodystansowych wyjazdów. Chcąc wysiąść z pojazdu… nawet klamka tudzież rygiel drzwi nie są takie jak wszędzie. Ot ogonek przy przedniej części i ucho za które ciągniemy, aby wysiąść z auta.

 Pod maską oprócz koła zapasowego z zestawem narzędzi spotkać można było dość szeroką gammę silników benzynowych oraz jednego wysokoprężnego z jedną cechą wspólną- wszystkie miały 4 cylindry w układzie rzedowym. Silniki benzynowe występowały w pojemnościach 2.0, 2.2, 2.3 oraz 2.5 litra, wysokoprężne jedynie w odmianie 2.5 litrowej wolnossącej i doładowanej. Więcej szczegółów w danych technicznych. Silniki benzynowe pochylone są do przedniego pasa i usadzone poprzecznie do kierunku jazdy. Co ciekawe pas od urządzeń pomocniczych(alternator, pompa wody) jest od strony skrzyni biegów. Miejsca pod maską oczywiście jest mnóstwo, bo nie dość, że przy silniku właściwie można zrobić wszystko bez wyjmowania praktycznie całej komory silnika na wierzch to zmieściło się właśnie wspomniane wyżej koło zapasowe, którego nie trzeba nawet ruszać przy podstawowych pracach serwisowych. Zresztą umiejscowione jest w takim miejscu, że rzadko kiedy jest konieczność zaglądania w tamte regiony. Mianowicie za przednią osią, gdzie przed nią jest cały zespół napędowy.

 Jeśli już jesteśmy przy mechanice trzeba wspomnieć o symbolu i wizytówce Citroena. Zawieszenie hydropneumatyczne znalazło zastosowanie i w tym modelu. Właściwie głębiej go przedstawiać nie trzeba, każdy kto jeździł na tym zawieszeniu wie, że bardziej komfortowego resorowania nie ma żaden pojazd poruszający się po naszych drogach. Możliwość regulacji wysokości to następna kwestia niezwykle przydatna na przykład w Polsce. Ale w Polsce kowale uważający się za mechaników są przerażeni widząc stopień zaawansowania konstrukcji tegoż auta, a fachowców tego typu pojazdów jest niewielu. W całym układzie hydraulicznym mamy też żywcem z SMa przeniesiony układ wspomagania kierowniczego Diravi- czyli układ ułatwiający zerowanie kierunku jazdy oraz pomniejszający siłę wspomagania wraz ze wzrostem prędkości.

 Wgłębiając się w konstrukcję dalej, jak wyżej wspomniałem- mamy tu do czynienia z ramą, ale nie jest to klasycznie podwozie oparte na ramie, gdyż na niej umieszczono samonośne nadwozie, które przez swoje gabaryty było dość miękkie i deformujące się. Umiejscowienie go na ramie zdecydowanie poprawiły sztywność nadwozia oraz bezpieczeństwo, gdyż przy zderzeniach rama przejmowała energię uderzenia, a do niej przytwierdzone były zderzaki.

Skrzyń biegów również było kilka do wyboru- zwykła ręczna 5 biegowa, półautomat C-Matic oraz pełny automat ZFa. Skrzynie ręczne mają opinię niezawodnych. Automat zależnie jak kto podchodził do okresowych wymian olejów w skrzyni, a półautomat…cóż.

Trzeba też wspomnieć o tym, że Citroen CX występował też w wersjach przedłużonych, dzięki właściwościom zawieszenia i nieskomplikowanej budowie podwozia mamy odmiany Prestige i … LoadRunner, który wyposażony był w trzy osie-przednią i dwie tylne, dzięki czemu mógł funkcjonować jako pełnowartościowy pojazd dostawczy.
Druga seria CX-a, która w 1985 roku ujrzała światło dzienne to większa ilość plastiku, normalne cyferblaty na desce rozdzielczej, większa ilość oznaczeń wyposażenia samochodu i wiele innych charakterystycznych i dla naszych czasów cech, które nieco zaczęły trącić myszką. W 1989 roku pojawił się następca wysłużonego CXa- XM, ale sam CX produkowany był jeszcze dwa lata do 1991 roku. Ogółem wyprodukowano ponad milion egzemplarzy modelu CX oraz niewiele ponad 128 tysięcy wersji Break
Dzisiaj CXów jest niewiele- o ile nie trapiły ich kwestie mechaniczne, to nie prawidłowo eksploatowane zawieszenie hydropneumatyczne, oraz podatność na korozję skutecznie wyeliminowały większość modeli z rynku wtórnego. Ponadto narzekano też na jakość wykonania samego CXa. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to pojazd nietuzinkowy, a on sam stał się inspiracją dla stworzenia modelu C6.

 DANE TECHNICZNE:



CX20:
1995ccm /R4
Rozrząd: SOHC
Sr x skok: 87,9 x 82,0 mm
Moc: 108KM przy 5500 obr/min
Moment: 166 Nm przy 3250 obr/min
Zasilanie: gaźnik
CX2000:
1985 ccm/R4
OHV
86,0 x 85,5
103 KM przy 5500 obr/min
152 Nm przy 3000 obr/min
Gaźnikowiec
CX22:
2165 ccm / R4
SOHC
88,0 x 89,0
117 KM przy 5600 obr/min
178 Nm przy 3250 obr/min
Gaźnikowiec

CX 2200:

2175 ccm/R4
OHV
90,0 x 85,5
114 KM przy 5500 obr/min
167 Nm przy 3500 obr/min
Gaźnikowiec


CX 2400 Super:
2347 ccm/ R4
OHV
93,5 x 85,5
117 KM przy 5500 obr/min
186 Nm przy 2750 obr/min
Gaźnikowiec

CX 2400 Pallas:
2347 ccm/R4
OHV
93,5 x 85,5
130 KM przy 4800 obr/min
197 Nm przy 3600 obr/min
Wtrysk
CX25 GTi
2500ccm/ R4
SOHC
93,0 x 92,0
138 KM przy 5000 obr/min
206 Nm przy 4000 obr/min
Wtrysk L-Jetronic
CX25 GTi Turbo
2500ccm/R4
SOHC
93,0 x 92,0
168 KM przy 5000 obr/min
294Nm przy 3250 obr/min
Wtrysk L-Jetronic+turbodoładowanie
Wysokoprężne:
CX25D:
2500ccm/R4
SOHC
93,0 x 92,0
76 KM przy 4250 obr/min
150 Nm przy 2000 obr/min
Wtrysk mechaniczny
CX25TD:
2500ccm/R4
SOHC
93,0 x 92,0
96 KM przy 3700 obr/min
216 Nm przy 2000 obr/min
Wtrysk mechaniczny + turbodoładowanie
Skrzynie biegów:
Ręczna 5 biegowa do wszystkich odmian
Półautomatyczna C-Matic, 3 biegowa- CX2200
Automatyczna 4 biegowa skrzynia- CX2400
Rozstaw osi:
2845 mm
Masa własna:
1265-1520 kg



poniedziałek, 26 marca 2018

164 vs 166

Był to maj 2014...szukałem Volvo, Mercedesa, Saaba, Fiata....nawet Pegueota, Citroena i Renault. Wybór padł jednak na 166. Dlaczego? Bo ze wszystkich obserwowanych EGZEMPLARZY, była w najlepszym stanie technicznym. I można powoływać się na stereotypy, ale nie da się polemizować z tym, że akurat wtedy, w maju 2014, to właśnie ten samochód, którym jeżdżę po dziś dzień wymagał najmniejszego wkładu finansowego.
Dwa lata rozglądałem się za następcą dla swojej 164. Pod uwagę brałem Saaby 9-5, Volvo S/V70, 850, S60, C70, Lancie Kappy, BMW E34, E38, E39, francuskie limuzyny, Mercedesy głownie dwu i czterodrzwiowe C i E klasy. Skąd taki rozstrzał ? Nie miałem parcia by to było dwudrzwiowe coupe czy limuzyna, auto miało być w miarę dobrym stanie, nie wymagające inwestycji w wysokości PKB małego księstwa, ale miało mieć silnik benzynowy od 180KM w górę bez określania pojemności skokowej.  W powyższej liście zapewne co poniektórzy zauważyli…, że w ogóle nie ma Alf, i nie jest to niedopatrzenie z mojej strony bo faktycznie Alf na poważnie nie brałem pod uwagę, oczywiście gdy zobaczyłem, jakąś stojącą na sprzedaż, od razu była przeze mnie oglądana, ale jakość dostępnych na rynku modeli była delikatnie mówiąc ujowa.

Sytuacja zmieniła się w pewien czwartkowy dzień, w pracy akurat był to jeden z tych dni kiedy absolutnie nic się nie działo. Przeglądając allegro z czystej ciekawości spojrzałem na 166. Pośród wielu ogłoszeń moją uwagę przykuło to wyglądające zupełnie przeciętnie, z mojego miasta, ze zdjęciami nie rzeźbionymi w photoshopie, podczas gdy  wokoło tyle plakowanych błyszczących aut z Gniezna… i okolic.

Oglądam zdjęcia… co widzę? Srebrną 166 FL, jasna skóra wewnątrz, 2.5 V6 pod maską i … strasznie obrzydliwe felgi. Cóż … srebrny to dla mnie nie kolor, ale to auto używane z którejś tam ręki, więc nie będę sie zachowywał jak rozwydrzona rozpieszczona panienka w odzieżowym tylko zadzwonie i pojadę sprawdzić czy owy wóz jest czegoś wart. Potem poszło z górki…w czwartek wieczorem jazda testowa, w piątek rano przegląd, potem kupno, urzędowe sprawy i tak o to w piątek o 17 byłem właścicielem F-Lki.
Przy przeglądzie będąc w kanale od razu szukałem ognisk rudej, których na podwoziu nie uświadczyłem, puszka tłumika końcowego tradycyjnie zeżarta, dodatkowo wyszło, że między skrzynią a silnikiem narzygane troche oleju- ale sam uszczelniacz w porównaniu z tym co widziałem w innych autach przez 2 lata to jest pierdoła, nawet biorąc pod uwagę to, że trzeba zrzucić skrzynię i troche z tym uszczelniaczem powalczyć.
Felgi? Przy wymianie opon wyszło, że nie są pokrzywione, swoją rolę spełniają, więc nie będę wydziwiać. Zostały, mimo, że dalej mi się nie podobają bo do tej limuzyny pasują jak białe adidasy do czarnego drogiego garnituru. Po roku, może dwóch latach je zmieniłem na oryginalne.

Ogólnie samochód nie zarżnięty,  mimo, że ja jestem 4 właścicielem. Na karoserii tu ryska, tam jakieś malowanie sprayem ( i to cały zderzak bo na lakierze jakieś plamy wychodzą i ogólnie klar pęką), ale pod skorupą nie ma zdeformowanych części, na silniku jeszcze fabryczne opaski zaciskowe znaczone farbą, ważny TUV, rozrząd robiony 2 lata temu(stan 2014) 10tys km wcześniej. Na liczniku 171 tyś, ile w rzeczywistości to nie zamierzam się ścierać, przy robieniu TUV w lipcu 2012 widać 161 tyś km. W paranoje nie ma co popadać, owy przebieg JA uznaję za wiarygodny, na podstawie kwitów i tego co fizycznie widzę.


Dziś gdy piszę te wypociny Alfa ma 199 tyś więc można już co nieco o eksploatacji powiedzieć.Wymieniałem piastę z tyłu (zerwany gwint na jednej śrubie), przegub zewnętrzny lewy, były też problemy z ICS ( ktoś kiedyś grzebał w wiązce i ta wtyczka co jej nie da się rozpiąć, gdy tego chcemy była luźna), a po za tym same kwestie eksploatacyjne, czyli paski i żarówki.

Słowo o 164

Od razu piszę, że teraz będzie to porównanie egzemplarzy, a nie modeli. Żeby być uczciwym wobec Was od razu przypomnę jak wygladała eksploatacja 164. Kupiona w 2008 roku przy przebiegu totalnie nie do ustalenia, bo już wtedy prędkościomierz działał okazyjnie i kiedy miał na to ochotę. Mimo, że po jednym właścicielu co Ralf miał na imię i pochodził z Bawarii auto było przetarte z obu stron- z prawej strony na drzwiach od bramy garażowej, z lewej cholera wie od czego, prawdopodobnie parkingówka. Zrobiłem to co dało się zrobić, niestety tylne lewe nadkole dalej jest pofałdowane, alternatywą jest wstawienie ćwiary, ale ja takich rzeczy nie praktykuje, wolę aby auto było w miarę oryginalne bez wstawek, to nie kontener morski, to wozi ludzi. Przy autach nie byłem i nie jestem pedantyczny, nie lubię samochodów w stanie muzealnym bo zwyczajnie źle mi się takimi jeździ. Przez lata i tak odgniotków i innych rys doszło, bo w Polsce mamy takie uszanowanie cudzej własności jakie mamy i można co najwyżej zmienić kraj jak się komuś to nie podoba. Tyle o karoserii, lakier ogólnie nie jest zniszczony i jak na nigdy nie malowane auto z 1994 roku jest naprawdę w niezłym stanie. Do auta podobnie jak do 166 dostałem komplet dokumentów w tym oryginalną instrukcję.

 

Mechanika? Jak kupiłem było mega zapuszczone. Ciśnienie oleju na zimnym wynosiło 0,5 bara, wymiana  spowodowała wzrost do 5 barów, ale już po miesiącu w zbiorniku wyrównawczym zrobiło się ciemno- mianowicie dostał się do niego olej. Co ciekawe ubytek był minimalny, a płyn chłodniczy częściej uzupełniany niż oliwa. Na korku olejowym nie robił się majonez, olej czyściutki i ogólnie ta usterka mimo, że ewidentnie wskazywała uszczelkę pod którąś głowicą wcale nie była tak jednoznaczna jak to zwykle bywa. Jeździłem tak 4 lata, wymieniałem olej co roku(przy spuszczaniu stary nie nosił znamion zmieszania z borygo) i dopiero gdy kompresja dostawała się w układ chłodzenia, to był znak, że trzeba w końcu znaleźć jakiś warsztat który podejmie się 12 zaworówki. Stwierdzicie „a dlaczego nie zrobiłeś tego od razu?” Odpowiadam: bo generalnie nie było takiej potrzeby.
W kabinie zaś odbywał się sajgon. Nie wiem co robił poprzednik, ale połamana konsola środkowa, panel od sterowania dachem i oświetleniem oraz ugryziona dźwignia zmiany biegów świadczyły o jakimś wrodzonym ADHD pierwszego właściciela.  Na dziś wszystkie te rzeczy zostały wymienione, ale jak to w starym 20 letnim aucie odzywają się też inne przypadłości, choć wszystkie one są związane z niedbalstem i niechlujstwem warsztatu który robił uszczelki pod głowicą. W maju wydmuchało uszczelkę pod kolektorem wydechowym, z powodu „luźnej śruby” czekałem na nie tydzień czasu i wtedy zapaliła się w mojej głowie czerwona żarówa, bo daily-car to to nie może być, trzeba będzie gdzieś pojechać, ale nie pojadę bo klocków hamulcowych tydzień na ebayu w Niemczech będę szukał, albo innego dziadostwa podstawowej eksploatacji. To też spowodowało zagęszczenie moich ruchów w szukaniu samochodu.

Oba auta w bezpośrednim zestawieniu

 Przed ową Superką miałem przedliftową 164, która nie dość, że lżejsza to miała 3.0 12 v mocy 185KM (klasyczny zapłon i hydrauliczny napinacz) i zaprawdę powiadam Wam jazda  tamtą Alfą dawała mi dużo więcej fun’u niż czynią to zautoamtyzowana Superka i 166 razem wzięte. Tam naprawdę było czuć mocny „dół” dwunastki, natychmiastową reakcję na otwartą przepustnicę(tego nie ma nawet w 166 na włączonym STR) do tego klasyczna ręczna piątka i dźwięk. Do dzis chętnie pamięcią wracam do tamtych dni mimo, że owa stara przedliftówka w kolorze bordowym skończyła w efektownej eksplozji mechanizmu różnicowego. Tutaj znów nie popisał się warsztat bo siadła poducha pod podporą półosi, która miała przyjść z Włoch… cóż, na telefon czekam do dzisiaj. Mimo tak przykrego końca i tak kupiłem następną Alfę co w znajomych powodowało rekacje od ataku śmiechu do zaskoczenia.
164 Super ma 3.0 12v o mocy 180KM(zapłon bezstykowy, mechaniczny napinacz rozrządu) i 4 biegowa prosta automatyczna skrzynia biegów ZF4HP18. Już na początku było czuć, że zabija ona charakter 3 litrowego Busso, bo werwa i spontaniczność tego silnika pożerane były przez pompy i konwertery. Do tego 1,5 tony masy i w sumie… to spowodowało, że zacząłem ten samochód traktować jak typowy dupowóz z fajnym silnikiem. Część charakteru to on  dopiero ukazywał gdy auto było w ruchu, bo ze startu zatrzymanego dupy nie zrywa. BA! Podejrzewam, że Octavia I na dobrym virusie 1.9TDI spokojnie wciągneła by tą Alfę nosem, ale w ruchu… cóż. Pedał gazu steruje skrzynią, wciśnięty bardzo lekko powoduje, że auto leniwie się rozpędza, wciśnięty głębiej redukuje o bieg w dół(przy starcie zmienia bieg przy wyższych obrotach), a wciśnięty do końca zrzuca ze skrzyni 2 biegi i wtedy zaczyna się zabawa. W trasie jesteśmy ograniczeni tylko do naciskania gazu i hamulca, więc jazda w miękkich wygodnych fotelach może być naprawdę relaksująca, i faktycznie, po 5 godzinach jazdy w 166 nie czułem się tak dobrze jak w 164, mimo, że to 166 jest w środku cichsza, ale komfort siedzenia w fotelach Momo jest dużo niższy niż to było na STOCKowych fotelach ze 164.
W Alfe 166 jest silnik 2.5 V6 24v CF3, czyli wykastrowany ekologią agregat o mocy 188KM, jako, że mam porównanie z 2.5 192 KM…..powiem tak…te 4KM i dyskusja o nich mija się z celem bo liczą się wrażenia z drogi, a nie z tabelek i nie powiedziałbym, żeby mi jakoś strasznie tych owych 4 koni brakowało(poza tym tabelkowa moc po latach eksploatacji to czysta abstrakcja, więc nie ma nawet o czym dyskutować). Ogólnie jest tak, na wyłączonym STR, czyli takie ustrojstwo do sterowania elektroniczną przepustnicą, 166 rozpędza się równie leniwie co 164 w automacie, ale ma to swoje dobre cechy, bo gdy silnik jest zimny możemy w ten sposób spokojnie sobie jechać i czekać, aż się auto zagrzeje. Gdy na termometrze widzę 90 stopni, włączam STR i wtedy zaczynam sobie przypominać przedliftową 164, ale to nie jest dokładnie to samo. 12 zaworówka była żywa z „dołu”, a nie znosiła obrotów powyżej 5,5k. Więc od na „dzień dobry” czulismy się tak, jak czuje się przy 24v od momentu gdy wskazówka obortomierza przekracza cyfrę „4″. Przy czym, tutaj pierwsza czerwona kreska na obrotomierzu jest przy „7″, a w 12v moc maksymalna to 5800.

 Teraz zaznaczam porównuje przedliftową 164 do 166 bo w obu były ręczne skrzynie, w każdym bądź razie 164 dzięki niższej masie, podobnej mocy, wyższym momencie obrotowym, pięciu biegach i zdecydowanie średnioobrotowym silniku była dużo elastyczniejsza od 166. Zestopniowanie biegów to następny wrażliwy temat, nie będę blefował, że pamiętam jak było w 164, bo przedliftówkę w ogóle miałem w 2007 roku, ale w 166 2.5V6 jazda na maksymalnie wysokim biegu przy minimalnej prędkości to jest kuźwa mordęga. Nie znosi zamulania, żeby buda 166, z tym agregatem sensownie jeździła, trzeba ją trzymać na niskich biegach. Na mieście rzadko kiedy dochodze do 4 biegu, a 5ke to nawet nie pamiętam czy w ogóle załączałem, a nawet jesli to nie ma się czym chwalić, bo ten bieg to ma uzasadnienie przy wyższych prędkościach niż te legalne w terenie zabudowanym.  W trasie…cóż…przez te 20 tyś km jakie zrobiłem od maja sporo jeździłem autostradami (tak! w Polsce) i przy 140 km/h na obrotomierzu mamy 4000 obr… cóż… nie spodziewajcie się niskiego spalania. Rekordem na najniższe było 8,8 litra i to po litrażowaniu czyli od zalania do pełna do zalania do pełna i policzeniu na kartce, bo komputerowi nie wierzyłem i nie wierzę. Fakt, że to była jazda w kolumnach, przy dużym natężeniu, ale o dziwo jak na Polskie warunki, udało się jechać bardzo płynnie, a do tego w Poznianiu i Wrocławiu trafiłem na przelot, a nie stanie w korkach, dziwne co? W każdej innej sytuacji w cyklu mieszanym te 12 litrów to liczcie w ciemno, a miasto też zlitrażowałem i wyszło od 17 w górę, ale nie więcej niż 20. W 164 przedliftowej miałem w ogóle LPG i spalanie wyglądało bardzo podobnie, a w Superce jako, że automat to wychodziło nawet i 25 na mieście i 12-13 w trasie. Zaraz Ci co mnie znają, będą zdziwieni ” to musi być fake….fiergloo liczy spalanie” no kuźwa czasem trzeba, żeby nie pójść z torbami.
Automat do ekonomicznych nie należy, wg producenta co 40 tys km zmiana oleju w skrzyni, którego nie zmieniacie w całości tylko te 5 litrów co spłynie do michy. Ale …. automat oszczędza silnik, nie jest przeciągany na obrotach, zmiana biegów odbywa się płynnie więc i zawieszenie całego układu napędowego tak po piździe nie dostaje, dlatego w Superce nie było i nie ma konieczności zmiany poduch pod silnikiem i tej górnej łapy co jest na śrubie rzymskiej. Dlatego co kto lubi, ja kupna automatycznej Superki nie żałuję.

Komfort, czyli wyposażenie i nie tylko


Miało być porównanie „zielonej” do „srebrnej”, ale do kotła dorzucam „bordową”. Przedliftówka miała solidną tapicerkę welurową, jednostrefową klimę automatyczną, elektryczne szyby, lusterka, ogrzewanie tylnej szyby, co działało na CAŁEJ powierzchni (taaa! pierd****!-powiedzą niektórzy), szyberdach elektryczny oraz elektryczna regulacja siedzeń z poduszką lędźwiową i co ciekawe wszystko to działało, a jak nawet przestawało to szybko wiedziałem, gdzie grzebać, żeby znowu zaczeło(już nie mówie o tym jak kiedyś pod marketem do życia przywracałem wentylator chłodnicy). Z zewnątrz na niebiesko przydymione szyby, przeciwmgłówki, no i jako że dysponuję fakturą zakupu z salonu przed dzwonem (bo to był dzwoniony i to grubo samochód) były też spryskiwacze reflektorów.
 W Superce…już manualne siedziska, ale skórzane i ogrzewane. Po za tym też jednostrefowa automatyczna klima, el szyby, lusterka, składanie lusterek, szyberdach również na prąd, fotochromatyczne lusterko wsteczne (którego mi strasznie brakuje w 166 i przymierzam się do adaptacji). Z zewnątrz….cóż….no Superka, czyli przeciwmgłówki, spryskiwacze reflektorów i chyba tyle.
Z tej całej trójki 166 wydaje się być golasem…naprawdę! Bo w sumie też ma jednostrefowy automat, el składane lusterka, do tego prąd na szybach , ale nie ma szyberdachu. El sterowanie fotelami z jasnej siwej skóry oraz ich podgrzewanie i w sumie to….wszystko. Wiadomo, że zamówić można było do 166 dodatków wiele, ale jak wyżej wspomniałem jest to porównanie egzemplarzy, a nie modeli.

 Jeśli chodzi o jazdę… wielogodzinną jazdę, bo do tego są stworzone auta tego kalibru to najwygodniej jeździ się Superką- w niej i po niej byłem i jestem najmniej zmęczony. W przedliftówce również można było jeździć kilka godzin i nie czuć dyskomfortu, podczas gdy w 166 już po 3-4 godzinie bolał mnie tyłek. No dobra, ktoś powie, że to taki naturalny przypominacz o przerwie, ale ja przerwy i tak robie co 4,5-5 godzin jazdy i po 164 za bardzo nie było od czego odpocząć, a po 166 już musiałem się przejść na krótki parkingowy spacer… ktoś stwierzdzi, że ma inaczej, ale tego typu porównania zawsze są subiektywne, po za tym widać, że mój tyłek i plecy wolą 164 i szybko się od tego auta nie odzwyczają.


Temat bagażnika

 Nie będę tutaj się rozwodził, że czy tu, czy tam jest tyle, albo tyle litrów. Ci co mnie kojarzą ze zlotów wiedzą jaką klamociarnie mam w bagażniku i ogólnie w żadnym z tych aut nie miałem problemów, żeby dorzucić 2 torbry podróżne. Czy wam by to starczyło to ja nie wiem, dzieci nie mam więc czy zmieścilibyście wózek to jaam nie powiem, ale skoro mieści się wielka waliza z narzędziami i skrzynka, a i tak jest sporo miejsca to chyba tragedii nie ma, mimo tego, że jak otworzycie klape to z lewej strony umieszczony jest akumulator. Przy czym zagospodarowanie przestrzeni w 166 podoba mi się najbardziej, bo są uchwyty na spandory i kieszeń gdzie można wrzucić lewarek. Tylna kanapa składana nie jest, bo to przecież limuzyna, a nie kompakt, ale wszystkie te auta miały otwór na narty. Można mieć zastrzeżenie do wielkości otworu bagażnika w 166, bo jest on faktycznie mały jak na gabaryty auta, w 164 otwór zaś jest dużo większy, ale znowu próg bagażnika dość wysoko. Co by nie było nie jest to samochód użytkowy więc nie nazwałbym powyższych cech wadami, tylko wręcz trzeciorzędnymi drobnostkami.

Wykończenie

Powoli zbliżam się do tematu globalnego jakim są modele 164 i 166. Ogólnie w 164 widać, pasję i zacięcie starej Alfa Romeo na kasie Fiata, podczas gdy przy 166 widać i zacięcie do oszczędzania i kasę Fiata. Spójrzcie na Superkę… listwy nie są tutaj plastikowe, to jest metal. Dlatego też ich cena jest jaka jest, pod listwami zaś, końce drzwi nie są z metalu…to jest plastik. Tak, to jest plastik, choć tego nie widać, bo mimo upływu lat lakier specjalnie się nie wyróżnia w tym miejscu. Po za tym wszystkie plastikowe elementy wnętrza fabrycznie były zabezpieczone filcem, aby tworzyło nie tarło o tworzywo. W Superce póki sam nie zabrałem się do demontażu tego i owego było naprawdę cicho, w przedliftówce w ogóle nie wiedziałem co to znaczy trzeszczenie plastiku. W 166 z racji wieku jest cicho, choć jak dowali mrozem w nocy to świerszczy na niektórych wybojach. Po za tym jest to auto poprawne jak na te czasy- czyli plastikowy chrom, plastik na reflektorach i plastik fantastic… Odstające wloty powietrza na boczną szybę, jakaś taka przeciętne klamka wewnętrzna, choć  nie ulega wątpliwości, że 166 wygląda jak dzieło sztuki, a 164 jest atrakcyjna jedynie dla koneserów.


Miejsce za kierownicą



 Jak sam kiedyś napisałem, gdy jeszcze siedziałem na interii- w Alfie Romeo wszystko jest dla kierowcy, reszta to konieczny dodatek. W Alfach 164 deska rozdzielcza jest bogata jeśli chodzi o zegary, oprócz paliwomierza i temp. cieczy chłodzącej są również voltomierz i wskaźnik ciśnienia oleju. Obrotomierz i prędkościomierz , wiadomo- podstawa. Konsola centralna, cóż..już przy wpisie o 164 pisałem, że ta przedliftowa podoba mi się bardziej- nietypowe otwieranie schowka przed pasażerem, ciekawie rozwiązane otwarcie popielniczki i pokrywy radia,

 w Superce zrobili to bardziej topornie(czyt. przy opracowywaniu wnętrza Superki musiał być jakiś Niemiec). Ponadto sterowanie klimatyzacją mniej problematyczne było w przed FL ponieważ nie było problemów z zanikającymi ścieżkami na wyświetlaczach, więc w swojej pierwszej 164 doskonale wiedziałem jaką ustawiam temperaturę, czego nie mogę powiedzieć o Superce gdy nią jeździłem pierwszy rok. Masa przycisków na konsoli centralnej to cecha wspólna wszystkich 164 od 87 do 97 roku i naprawdę to mi się podoba. Podłokietniki były standardem, przez co jak wsiadłem do 156 to owego podłokietnika strasznie mi brakowało i tak mam w każdym aucie który nie jest w niego wyposażony.

 Alfa 166 ma mega ubogą deskę rozdzielczą, przesiadając się ze 164 miałem wrażenie że FIAT ma ma nie za idiotę, który lepiej, żeby za dużo nie wiedział bo jeszcze pojedzie przeszkadzać do ASO. Uroda…no ćóż…zajebista. Wszystko naprawdę zgrabnie wygląda i jest zrobione ze smakiem, ale na konsoli centralnej tkwi ta pomyłka…czyli ICS. OK, radia fabryczne wbudowane w konsole mają swoje zalety, ale nie wiem czym się kierował kretyn, który w 2004 roku ciągle oferował kaseciaka… którego nie w ząb nie idzie zastąpić, a problem jest tym większy, że w mojej 166 nie ma zmieniarki. Samo radio papy z dachu nie zrywa, a moja głowa jest pełna pomysłów jak wsadzić normalne radio nawet jeśli musiałbym przerabiać kostki w ICS i piłować otwór…

Prowadzenie


164 Super mam bardzo rozmiękczone, zamiast 16 calowych felg dałem 15ki, bo w sumie auto sporo jeździło po wrocławskich kocich łbach z asfaltowymi muldami. W zakrętach wstydu nie ma, ale czuć, że i silnik i skrzynia swoją słuszną wagę mają, więc nie poszalejecie. Przedliftowa 164 zaś prowadziła się naprawdę wybornie, auto tego kalibru łamało wręcz stereotypy, że limuzyna może być mocna, ale i tak nie nadaje się do szalenia w zakrętach. Górskie serpentyny nie wymagały mega redukcji bo jak wyżej wspomniałem 12ka zbierała się z „dołu”. Przy 166 do prowadzenia też nie ma zastrzeżeń, auto jest naprawdę przyklejone i ciężko jest je wyprowadzić z równowagi, zwłaszcza jak się ma 225/45R17. Wiadomo, silnik mniej elastyczny, ale wrażenia akustyczne przy wprowadzanej w obroty 24 zaworówce też są warte przeżycia i ciężkie do wymazania z pamięci. Choć jak już miałbym wybrać czy lepiej brzmi wolnossąca 12ka czy 24ka bez zawahania wskazałbym dwunastkę.
Co do Polskich realiów. Tutaj dostosowałem właśnie Superkę, w 166 dzwonie zębami a przy każdym uderzeniu kół o nierówną nawierzchnię nagle widzę przed oczami te uciekające złotówki… niestety zawiecha 166 jest nieporównywalnie droższa w utrzymaniu niż w 164.


164 i 166 w skali makro



Spójrzmy na oba auta bardziej ogólnie, już nie na konkretne egzemplarze. Osobiście 164 cenie sobie wyżej, nie dość, że w utrzymaniu i tak tańsze to i znacznie więcej radości dawały niż to robi 166. Do tego lepsze wykonanie i masa innych przemyślanych rozwiązań których teraz nie przytoczę, a widać je jak się już ową 164 ma, do tego napęd na obie osie dostępny był tylko w 1-6-4. 166 za to jest piękna, czy wolę przedliftową ze świńskimi oczami czy poliftową… osobiście wole FL, ale oba auta są znacznie piękniejsze od 164, ale gdy przypatrzeć się szczegółom, 164 zwyczajnie w mojej ocenie wychodzi lepiej. Wiadomo, że jak czyta to zwolennik silników wysokoprężnych to się zburzy, bo 164 miało VMa o kulturze pracy starego traktora, a 166 bądź co bądź miały jedne z lepszych diesli w klasie. I ja się z tym zgadzam, 166 w dzisiejszych czasach jest to bardziej racjonalny wybór i nie chodzi tylko o wersje wysokoprężne. Mnie do 166 zmusiły problemy z dostępnością części dla Alf z 90tych w ogóle, ale nie oznacza to, że zostałem zmuszony na siłę, 166 FL ma tyle uroku w sobie, że musiałem się przyzwyczaić, że podoba się nie tylko mnie, podczas gdy 164 to auto bardziej cichociemne  i mniej zwracające uwagę przechodniów….chyba, że pozwoli się oddychac V6tce. Co do dostępności części- na niektóre się czekało tydzień na inne nawet 2, gdy w zaufanym sklepie zapytałem o klamoty do 166 słyszałem takie terminy jak „na jutro” Na dziś” „na miejscu”…przerażony wtem odparłem -oo kuźwa skąd ten pośpiech?

Tak niestety umiera stara dobra Włoska motoryzacja

niedziela, 25 marca 2018

Spa Francorchamps- magia Eau Rouge i Raidillion, czyli blogowa podróz w Ardeny

Wschodnia Belgia, niedaleko Liege, we francuskojęzycznej Walonii na wzgórzach Ardenów położony jest jeden z bardziej fascynujących i najstarszych torów wyścigowych świata. Mowa o Circuit de Spa Francorchamps.
Na samym początku jego przebieg miał nieco inną postać niż dziś, jego pętla w latach dwudziestych XX w. miała 15 km długości i prowadziła przez drogi publiczne (coś jak Circuit de la Sarthe dzisiaj). Do dziś z tamtej wersji ostała się część od łuku Stavelot do Les Combes. Pętla była niezwykle szybka, do tego mnóstwo wzniesien i spadków powodowały że tor był zdradliwy.

 Pierwsze Gran Prix odbyło się tutaj w 1925 roku, a wygrał je Antonio Ascari za kierownicą…Alfa Romeo P2. Sam kierowca zginął niedługo później na GP Francji, ale mówimy o czasach gdzie weekendy wyścigowe bez ofiar śmiertelnych były rzadkością. Belgijski tor jednakowoż był (i w sumie jest dalej) jednym z najniebiezpieczniejszych jaki ostał się w kalendarzu motorsportu.
stara pętla Spa Francorchamps
Biorąc pod uwagę, że w latach 60tych w bolidach F1 pojawiły się silniki V8, V12 czy nawet H16 jak w BRMie, a prędkości maksymalne i osiągane dochodziły do 250 km/h tory stawały się istnymi arenami gladiatorów. Rzecz jasna robiono coś, aby ograniczyć ilość zapotrzebowania na trumny po każdym weekendzie wyścigowym- Monza została zredukowana o owal, na Pętli Północnej ktoś pomyślał o wycince drzew i słupów które wyrastały zaraz za asfaltem, a nawet porobili krawężniki, Francuzi na swoje GP wzięli się za budowę toru Paul Ricard i Dijon Prenois, bo przebudowa Circuit de Charade była właściwie niemożliwa, w Monaco nawet zaczęto kombinować nad tym aby wyhamować samochody wyjeżdżające z tunelu.

 Belgowie rzecz jasna z uporem maniaka twierdzili, że jest wszystko zajebiście i nie chcieli nic zmieniać. Dalej tor biegł przez miasta, zabudowania, gdzie drobny błąd powodował, że mieliśmy wiele możliwości dokonania żywota- może na słupie telefonicznym? Może na ceglanym płocie? A może w wystawie sklepowej? Było tam mnóstwo łuków, w których pojazdy osiągały nawet i 180km/h, średnie prędkości? Po wojnie te 15 km pokonywano w przedziale 3-4 minut… W 1937 roku rekord wynosił 5:04 i pobił go Hermann Lang w Mercedesie W125, a w1973 Matra MS670 pokonała dystans 14km w 3:13,4 Sami więc możecie sobie wyobrazić jakie to było tempo.
 Szczypta pikanterii dodaje fakt, że właśnie na tym torze pogoda jest najbardziej zmienna. Jak to w górach teraz mamy słońce, za pięć minut zaczyna padać deszcz…a samochody wyczynowe plus mokra nawierzchnia pomieszana z nieprzewidywalnością to jest właśnie to co w motorsporcie pociąga najbardziej.
 Pod koniec lat 60tych odnotowano już 28 ofiar śmietelnych, o rannych nawet nie ma co mówić- bo nie mam dostępu do takich statystyk, ale było ich mnóstwo. Przez wymogi bezpieczeństwa i powtarzające się bojkoty kierowców GP Belgii przeniesiono do Zolder i Nivelles, a na Spa odbywały się wyścigi innych serii. Dopiero pod koniec lat siedemdziesiątych Spa Francorchams przybrała bardziej nam znaną formę 7 kilometrowej pętli, która z kilkoma zmianami dotrwała do dzisiaj, wtedy na klepsydrze widniało już 35 nazwisk. Jak wyżej wspomniałem zachowano część od Stavelot do Les Combes…czyli między innymi najbardziej przerażającą, ale też najcharakterystyczniejszą kombinację zakrętów Eau Rouge i Raidillion…

Po pokonaniu nawrotu La Source depczemy maksymalnie na prostej dojeżdżając do ostrego lewego zakrętu który przechodzi w prawy łuk pod górę…za którym mamy łuk w lewo którego nie widać gdy się „wspinamy”. Zawodowcy twierdzą, że te 160 tam można na szafie mieć lekko, więc ilość przeciążeń w róznym kierunku w ciągu sekundy-dwóch to coś co można jeszcze chyba osiągnąć na śrubokręcie toru Laguna Seca.
Problem zaczyna się w momencie, gdy coś pójdzie nie tak, internet jest pełen filmów z wypadków właśnie w tej części toru, do tej pory zginęło tu 6 kierowców od 1921 roku, ilość rannych…. duża, ilość wypadków…cóż, na każdym evencie właśnie tutaj dzieje się najwięcej. Każdy chce go pokonać jak najszybciej aby mieć jak najwyższą prędkość na prostej Kemmel.

 Drugim sektorem który jest charakterystyczny to długi łuk Blanchimont.. nie jest to prosta. Właściwie cały czas jesteśmy tu w łuku w którym spokojnie można się rozpędzać na w pełni otwartej przepustnicy wypadając ze Stavelot, wielu kierowców pokonując na pełnym gazie 17 zakręt zapomina, że 18 jest zacieśniający, co powoduje, że ilość wypadających tam samochodów jest zdumiewająca. Zginęło tu więcej osób niż na Eau Rouge, włączając w to obsługę toru.

 Ogólna liczba ofiar śmiertelnych na Spa Francorchamps to 52 osoby…przyjmując, że inaugracja toru odbyła się w 1921 roku , daje to jedną osobę na dwa lata. Najwięcej istnień pochłonęły Blanchimont (8), Eau Rouge-Raidillion (6), oraz nie będące teraz w obrębie toru zakręty Malmedy (6) i prosta Masta (4).
Oglądałem zawody 24h Spa Francorchamps 2014, oczywiście nie obyło się od dramatów. Dwa poważne wypadki na Eau Rouge zostały przyćmione przez krakse Vadima Kogaya i Marcusa Mahy w zakręcie Stavelot. Zderzenie było tak silne, że temu drugiemu wyrwało kask, pas złamał szczękę do tego doszedł uraz kręgosłupa, co teraz dzieje się z Mahym? Nie wiadomo, media milczą na jego temat. Wyścig został oflagowany na czerwono co oznacza przerwanie imprezy, samochody jednak nie wróciły do boksów tylko zostały zatrzymane w sektorach, bo na torze lądował śmigłowiec, który zabrał kierowcę do szpitala. Ponizej video streszczające cały wyścig(trwa około 50 minut).

 Jeśli chodzi o TV…szczątkowa relacja była na Eurosporcie, chcąc być bardziej na bieżąco trzeba było wejść na stronę BlancPain GT Endurance, gdzie jest możliwość obejrzenia Live’a. Problem polega na tym, że po 23:00 dostępny był jedynie z kamery na Eau Rouge, w 2015 była już znacząca poprawa, gdyż wyścig przenosił się na on-boardy z poszczególnych pojazdów. Biorąc pod uwagę, że i 24h Le Mans i Spa po raz pierwszy wystartowały w 1923 roku tak muszę przyznać, że ogólnie ignoruje się właśnie ten Belgijski event. Co prawda zawody FIA World Endurance Series odbywają się na torze Spa, ale „tylko” przez 6 godzin. Podejrzewam, że są tu jakieś zaszłości marketingowo-licencyjne, wszak BlanPain Endurance Series jest poza FIĄ. Jednakowoż, jeśli Królewski Automobil Klub Belgii(RACB-współzałożyciel BlancPain Endurance) ma licencję na wyłączność 24 godzinnej gonitwy w Ardenach mógłby zadbać też o rozmach i medialność porównywalną z 24h Le Mans. Problemem pewnie jest kasa, przecież to nie są tanie rzeczy. FIA ma wystarczająco szmalu, żeby opłacić Eurosport(defakto francuską stację), aby ten przez 24 godziny transmitował wyścig, podczas gdy RACB pewnie dysponuje skromniejszymi środkami wystarczającymi na nagrody dla zwycięzców i zapewnienie poziomu organizacyjnego zawodów, a moim zdaniem Spa jest znacznie trudniejszym torem niż La Sarthe- w Le Mans mamy kombinatorykę zakrętów i szykan- chociażby Porsche, Mulsanne który kończy prostą Les Hunaudieres , czy Indianapolis-do Arnage, ale nie da się ukryć, że wyżej wspomniana Les Hunaudieres czy Courbe du Golf za zakrętem Mulsanne to te proste, które stanowią, iż tor ten jest mniej skomplikowany niż Spa Francorchamps gdzie poza Kemmel właściwie cały czas jedziemy albo w łuku, albo szykanie albo zakręcie… do góry i w dół.



 Cóż… marzeniem była by seria, gdzie w kalendarzu mielibyśmy 24h Le Mans, 24h Spa Francorchamps, 24h Nurburgring-Nordschleife, gdzie jedynym niecałodobowym wyścigiem była by nie obecna w kalendarzach od lat 70tych Targa Florio, czy od 2009 roku 1000km Monza. Wszystko rozbija się o kasę. Niestety…. Szczęśliwie tor Spa Francorchamps z powrotem znalazł się w kalendarzu F1 i WTCC będąc najdłuższą pętlą w kalendarzu obu tych imprez.
Na 15 kilometrowej pętli możemy przejechać się swoim własnym samochodem na miejscu, z wyłączeniem aktualnego toru, lub po całości, wirtualnie w grze Project Cars 2.